Gabriel Kamiński

Wiersze z 25 tomu „Dolnego Śląska”

Niebo nad Wrocławiem

Spis treści

  1. Niebo nad Wrocławiem
  2. Plac Solny
  3. Ulica Kościuszki
  4. Schody na wieżę kościoła św. Elżbiety
  5. Ulica Przodowników Pracy
  6. Dworzec Nadodrze 1945-2000
  7. Ulica Grabiszyńska
  8. Ulica Świdnicka
  9. Ulica Szewska
  10. Ulica Ruska
  11. Codzienność na mojej ulicy

Niebo nad Wrocławiem

 

Rozanielone do granic niewytrzymałości
tuż przy Wzgórzu Partyzantów,
wieloznacznie skłębione u szczytu kominów
elektrociepłowni. Czasem zbyt ciężkie od aluzji,
niedookreślone stępionym ostrzem imiennych pomówień.
Teraz poprzecinane siecią telefonii komórkowej,
niechcianych przesyłek, chagallowskich listonoszy,
nie potrafi bezinteresownie wznieść się
ponad własne indywidualne gierki.
Pod koniec wieku pełne niejasnych połączeń
nad podziałami wspólnie odczuwanego przemijania.
Gdy patrzę na nie z okien poddasza, czuję ciężar
obrazu; jestem więźniem
w ładowni nie znanego mi statku bez jasnej bandery,
obijającego się o kalekie, sprzedane już, nadbrzeża,
a pogłos jego pustych ładowni nie zagłusza
kołatania serca. Ciągle jeszcze tu jestem
w oczekiwaniu na dalszą wymarzoną podróż
(ale teraz, odarty ze złudzeń, opukuję burty –
przynoszą mi echo dalekiego świata,
którego nie potrafię zamknąć
w szczelnie złożonych dłoniach),
niezdarnie łapię oddech chmurnych zaułków,
przywiązany martwą linią horyzontu
do cumujących w oddali blokowisk –
one czekają na swój jeden jedyny oczyszczający sztorm.

5 maja 2000

 

Plac Solny

 

Trzymam w rękach ostry brzeszczot parapetu,
chociaż wiem, że w okolicznych szybach krople krwi
przenicowują zmierzch na drugą stronę;
to po niej odczuwam smak soli na wargach
ciągle w bezwzględnych trybach historii.
A miałem być w waszych rękach
drewnianym młynkiem modlitewnym. Podawany z ust do ust
jak hostia, odmawiany przez sen, wielbiony
przez sprawiedliwych, mógłbym być pasem startowym
nie znanych mi bogów, a otoczony niebem, odrodzony,
mielę czas od niemych gwiazd po nietrwale wybrzuszenia
wydm morskich, oczyszczam swój lęk,
rozmawiając ziarno po ziarnie.
Tantryczne wycieczki poza skrzyżowania ulic
zwykle kończę na peryferiach, wtedy wracam do granic
wszystkich moich poprzednich postaci; jestem
targiem solnym, jego lustrem, niepewnym przekupniem
własnego cienia, noszę wewnątrz cechowe znaki giełdy –
handlarki kwiatów układają je jedne na drugich
w całopalne stosy. Pozostaw mnie w pozycji horyzontalnej
prześcieradłom, balsamom, eterycznym woskom
oko w oko z architekturą światłocienia.

styczeń 1999

 

Ulica Kościuszki

 

Wieszczę przeciwko sobie śmiertelność rzeczy,
tę wszechobecną nicość
martwych już od dawna przedmiotów.
Pod wieczór zdejmuję jak znoszone kapcie
pogięte chodniki, lepkie kałuże,
kaleka brukową kostkę;
jest mi lżej na duszy.

Moje pole bitwy:
dwa sąsiadujące ze sobą skrzyżowania
rozdzielające miasto na pół –
to świecące blichtrem i to spracowane –
wieczorem pochylone nad rachitycznymi sklepikami.
Tu postna lekcja przemijania
rozrzedzona tanim winem
biegnie na ślepo przez Pułaskiego i Krasińskiego
bez przerwy na refleksję,
jak powtórka z wielkiej historii,
bez wyrzutów sumienia.
Chłoszcze na odlew kalekim językiem przedmieść.
Gruboskórna w swym pojmowaniu życia,
płodząca własne hybrydy;
to czasem lepsze niż political fiction.

Ostatnio najczęściej wyburzana
odsłaniam okaleczone działki,
udowadniając ponad miarę, że ziemia,
kurcząc się w sobie, powraca do łona matki.
Teraz czynszówki i solidarność biedy
zastąpią nowobogackie plomby, tak samo puste
jak ich właściciele

myjący od rana maski samochodów,
lepiący bożka degrengolady z przekonań
o swojej wyższości nad tutejszym plebsem.

W tym wszystkim jedno mamy wspólne – miasto,
które tuż obok zabiera nam
światło i blichtr, błyszcząc na tle nieba
niczym choinkowa bombka.
Jutowe worki na śmietnikach
pełne mikołajów
i szkieletów choinek
przypominają
bożonarodzeniowe złudzenia
o odradzaniu się w nas duszy
zaraz potem wystawianej na sprzedaż.
Bezkres odnaleziony w sobie.

27 maja 2006 – 10 lutego 2009

 

Schody na wieżę kościoła św. Elżbiety

 

Wnieboschodowstąpienie
całym moim życiem, z półkami na książki,
okładkami, stosami wierszy
i z tą ciągłą nostalgią za utraconą bezpowrotnie
niewinnością, bezsennością, czuwaniem
u wezgłowia rodzinnych lęków
nad końcem naszego świata.

Teraz w twoich murach ćwiczę bezdech,
iluminaci pozostawili w wykuszach puste miejsca po sobie.
Siadam tuż przy murze, zamykam oczy, i widzę:
„pusta droga, rozmyte ślady, świat kurczy
się do rozmiarów łupiny.
Na horyzoncie świetliste łuny
i ludzkie cienie na tle ruin”
Przenosimy w oczach
strach, pamięć i osobistą historię.
Nie było między nami gołębi pocztowych.
Dozgonni powiernicy – niemi świadkowie
rodowych inicjałów, herbów i proporcy.

Jestem ostatnim z rodu. Mijam
moich przodków, między
jedną pamięcią a drugą
z płonącymi oczami,
na tle makatki utkanej z bezsilności,
rozpaczy i milczenia.

 

Schody na wieżę kościoła św. Elżbiety

Schody na wieżę bazyliki św. Elżbiety, 2023; fot. P. Zygadło

Ulica Przodowników Pracy

 

Odnalazłem ją między kartkami książek z lat
pięćdziesiątych. Mimo wielu zakrętów historii
trzyma się jeszcze prosto. Poddając się grze pozorów
upozorowana na główną arterię nigdy nie była
pępkiem miasta. Wplątana we wniebowstąpienie domów
powtarza na głos swój oddech. Uśmiecha się
poprzez sztuczny wschód słońca
wyświetlany na ekranach nieba. Możesz ją nazwać
„workiem cudów” – ona i tak cierpi na zanik pamięci.
Próbuje zasnąć przytulona do swego cienia.
Odwracamy się do siebie twarzami. Skrzydło ptaka
wstępuje w jej wnętrze wyczekując na lądowanie nieba.
Słupy świata przyszły złożyć u jej stóp
swe odbicia. Giganci na glinianych nogach
z tamtych lat będą ją wielbić i przeklinać
w samotności swych mitów. Ona pozostanie
wpatrzona w korowód chochołów przesuwający się
po placach oślepionego miasta.

marzec 1983

O AUTORZE

Gabriel Leonard Kamiński

Gabriel Leonard Kamiński

polski poeta, dziennikarz, księgarz i wydawca

Urodzony 1 września 1957 roku w Gorzowie Wielkopolskim, od 1958 mieszka we Wrocławiu. Absolwent IV Liceum Ogólnokształcącego we Wrocławiu, Policealnego Studium Kulturalno-Oświatowego oraz Instytutu Bibliotekoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego.

Debiutował w Konfrontacjach (1973). Publikował m.in.: w Integracjach, Nurcie, Sigmie, Odrze, Literatur und Kritik, Morzu i Ziemi, Słowie Polskim, Wiadomościach, Gazecie Wrocławskiej, Konfrontacjach Literackich, Pomostach, Kalendarzu Wrocławskim, Kartonie, Metaforze, Ricie Baum, Nowoj Polszy, Wyspie.

Z tomu 25/2023

Dolny Śląsk tom 25 (2023)

Fotografia Gabriela Kamińskiego pochodzi z Wikipedii i wykonana została przez Małgosię Ostrowską na kładce dla pieszych nad ul. Legnicką we Wrocławiu.