Józef Ignacy Kraszewski

List z podróży

Wrocław, d. 11 listopada 1860 r. „Gazeta Codzienna” 1860, nr 300

 

Wrocław, panorama (litografia) 1863, Miasta dolnośląskie na dawnej rycinie, Andrzej Zieliński, 2002

Jest to ogólnym prawem bytu, że w życiu nie ma nigdzie ostro odciętych różnic, wszystko się cieniuje w naturze i łączy pośrednimi przejścia tonami. To prawo stosuje się także do krajów i narodowości sąsiadujących z sobą, połączonych wszędzie tymi zlewkami dwóch, choćby najsprzeczniejszych żywiołów. Śląsk należy do tej kategorii; zachował on, w części przynajmniej, wiele polskiego i wiele niemieckiego przyjął. Od dwunastego wieku przestawszy być polskim i wydzieliwszy z całości, do której pierwotnie należał, pod panującymi książętami z linii piastowskiej, zostającymi pod wpływem przemożnym kraju, pod którego rzucili się opiekę i związek z nim przyjęli, ulegał ciągle wpływom tym samym.

Jednakże germanizacja ta, którą los i władze dokonywały powoli, do dziś dnia jeszcze zupełnie nie potrafiła w nim zatrzeć śladów dawnego słowiańskiego pochodzenia. Wiemy, jak dziś język nawet odradzać się tu począł dzięki staraniom kilku biednych a zacnych pracowników. Sam Wrocław nawet już, można powiedzieć, jest półpolskim miastem. Część jego za Odrą, przy tumie nawet, dotąd polską się zowie, i u wrót stolicy Śląska już mowę naszą posłyszeć możemy. W samym mieście, handlowym przede wszystkim, stojącym na przesmyku, którędy płynie co tylko za granicę od nas wyjeżdża i powraca, wszystkie prawie napisy sklepowe są na pól polskie, mało gdzie nie mówią po polsku.

Wrocław z wielu względów zasługiwałby na bliższe poznanie, ale nie mieliśmy i teraz więcej nad chwilkę do poświęcenia jego starożytnościom, pamiątkom i wniknieniu w jego życie. Miasto liczy dziś 130 tysięcy mieszkańców, z których 40 tysięcy jest katolików, i stoi jako stolica Śląska w trzecim rzędzie miast głównych pruskich.

Nic smutniejszego nad piaskowatą, nudną drogę, która je od Berlina oddziela; kraj pusty, ślady ubóstwa, brak życia przykry wracającemu od zachodu. Znać, że i tu człowiek zrobił, co mógłby na życie zapracował i zasłużył, ale mu szło ciężko i niewiele mógł z tej ziemi niewdzięcznej wydobyć.

Drogę tę warto przebywać nocą, aby jej widzieć jak najmniej, nawet cech oryginalnego pustkowia jej braknie. Za to przybywający do wspaniałego gmachu kolei żelaznej we Wrocławiu i wjeżdżający do miasta od tej strony przyjemnie zdziwiony zostaje pozorem pięknym i świeżym wznoszących się tu budowli. Głębiej dopiero przeniknąwszy w samo stare miasto, postrzega się jego charakter gotycki i malownicze dawnych wieków zabytki, dające mu piętno oddzielne. Po architekturze gotyckiej Belgii i brzegów Renu tutejsza uderza zupełnie odrębną fizjonomią. Minąwszy to, że cegła użyta jako materiał daje jej barwę odmienną, smutniejszą, żałobną, sam rysunek i linie większej prostoty, swobody, nie tyle obciążone rozkwitłymi ozdobami, czynią ja bardzo wdzięczną, stosowniejszą do ogólnej kraju barwy i twarzy. Te silnie z płaszczyzn podnoszące się mury i wieżyce tłumaczą myśl pobożną wyraziściej niż rzeźbione całe i oko powstrzymujące gotyki zachodnie. Postawmy tu tum mediolański, a ujrzymy, że się niepojętym dla nas stanie pod tym niebem, wśród tych dolin lesistych.

Kościoły tutejsze porujnowane, niedokończone, z poutrącanymi wieżycami, to z powyszczerbianymi boki, są jednak wspaniałe i majestatyczne swą prostotą. Przypominają one żywo architekturę krajów krzyżackich dawniej z jednej strony, z drugiej żenią się z budowa krakowskich świątyni. Wrocław dla nas, jako studium architektoniczne, gdy przyjdzie restaurować, co czas pokruszył, jest nieocenioną skarbnicą. Przepyszny jego tum, kościół św. Krzyża, św. Elżbiety, św. Magdaleny, Bożego Ciała i arcydzieło ratusz dla artysty przedstawiają szereg zabytków różnych wieków, niezmiernego zajęcia.

W tumie mijając wnętrze wspaniałe, o ślicznych sklepieniach i znajdujące się w nim pamiątki, sam wchód i nadwerężony portal wart pilnego rozpatrzenia. Może szczęśliwie się stało, że go dotąd uczenie i umiejętnie nie restaurowano, myśl się tego podejmuje i woli to, co dosnuć może, niż białe linie i czyste rzeźby, które by rzeczy nadały pozór całkiem nowy.

Staranie, z jakim zachowano pamiątki dawne zewnątrz i wewnątrz kościoła, godne pochwały. W ogóle poszanowanie przeszłości jak największe, nie było tu wandalskiego fanatyzmu, który by ślady wiary dawnej chciał niszczyć, zostało wszystko troskliwie odświeżone i zachowane do dziś dnia. W środku tum prócz sklepień gotyckich i drobnych szczegółów, przebrany w XVII i XVIII [w.] ozdoby, innego stylu, nie ma całości artystycznej, ale jest gmachem poważnym. Lepiej i daleko troskliwej odrestaurowany kościół św. Elżbiety w smaku stosownym budowie, mimo staranie o zachowanie mu charakteru, nie robi wrażenia miłego, nadto jest świeży, zbyt się wydaje nowy, a te oprawy kunsztowne rzeźb starych w nowe ramy, malowania i złocenia są jak róż i bielidło na poważnym licu staruszka… Ale cóż tu ślicznych i szczęśliwie uchowanych pamiątek, i jakie artystyczne bogactwa!

Nie myślę wcale wdawać się w artystyczny opis zabytków wrocławskich, bo bym go nie mógł tak dokonać, jakbym pragnął, a tak jak mogę, nie chcę. Powiem tylko słówko o ratuszu, który istotnie jest przecudnie piękny. Świeżo widziałem najpiękniejsze tego rodzaju gmachy w Belgii, a szczególniej słynny w Louvain, a jednak nie wahałbym się pod względem malowniczym temu dać pierwszeństwo. Luwański jest misternym pudełkiem rzeźbionym, to budowa pełna fantazji, swobody i tak estetycznie piękna, ze swoim zaniedbaniem i lekceważeniem, że się jej napatrzyć nie można. Na pierwszy rzut oka ma to bardzo pozór kościoła i łatwo się zwieść, nie wiedząc prze znaczenia, zwłaszcza wieżycą, która nad nim panuje. Ale z lewej strony co za bogactwo linii, ozdób, jaki wdzięk w tych poprzyczepianych wieżyczkach, między którymi tak szczęśliwie dziką winną latorośl przypięto. Od reszty budowli różni ratusz i kamienny jego ciemny, posępny, ale piękny koloryt, a tu i ówdzie snujące się wśród ścian ozdoby samą swą niezupełną regularnością prześliczny stwarzają efekt. Wnętrze tego gmachu, zachowanego równie troskliwie jak inne, także jest zajmujące, sale magistratu, sienie, górne izby świeżo poodnawiane mają sklepienia i pełno ozdób charakterystycznych. Na jednych drzwiach silne cięcia siekiery z XV w. pozostały jeszcze, jakby wczoraj ręką burzy ludowej wysieczone. Ale i po ratuszu długo by wędrować można, chcąc go opisać… a niestety! my tak zawsze mało mamy czasu! Więc rzuciwszy tylko okiem na te pomniki, tak żywo w średnie przenoszące wieki, idziemy dalej.

Jeszcze też słówko o uniwersytecie, w którym i naszej młodzieży garstka się kształci, przy którym z dawna istnieje literacko-słowiańskie stowarzyszenie. Jak wszędzie, tak i tu to, co naszym jest, skupiło się w spójną wiązankę ku pracy. Słowiańskiej literatury profesorem jest znany dr Cybulski, po którego nauce i talencie najpiękniej szych spodziewać się mamy prawo owoców. Wykłada on po niemiecku, gdyż większość uczniów i słuchaczy jest tego pochodzenia, ale wiemy, że przebrana w obca mowę myśl nasza w nim żyje i przez te nawet cudze wyrazy objawić się potrafi. Lektorem języka polskiego jest zaszczytnie znany ze swoich studiów i tłumaczeń z języka naszego dr J. M. Fritz, który z prawdziwą dla nas życzliwością stoi jako chętny pośrednik między dwoma zawsze zwaśnionymi obozami. Świeżo przysłużył się on uczącej się w gimnazjach młodzieży niemieckiej i polskiej wydanymi wypisami polskimi, które brak tego rodzaju książki wybornie wypełniają.

Mając na celu młodzież niemiecką szczególniej, zupełnie nieoswojoną z dziejami i przeszłością Polski, prof. Fritz zebrał w tej książeczce taniej i podręcznej wszystko, co mogło bliżej zapoznać z narodowością naszą, wybierając stronę jej piękną, a najmniej podobno dla cudzoziemców widoczną. Myśl ta jest jasną w wypisach, mających zaletę dobrego wyboru pod względem języka i wielkiej przedmiotów rozmaitości.

Mało zresztą znając skład uniwersytetu, nie mogę o nim mówić obszerniej, lecz z ogólnego planu nauki w państwie wnosić można, że i ta wszechnica dla chcących pracować jest szacownym źródłem, u którego oświatę czerpać można. Wprawdzie wpływ ogólny nauki zafarbowanej obcym żywiołem nieznacznie mógłby być nam szkodliwym, ale czując go i wiedząc o nim, już go uniknąć możemy, a wziąć tylko to, co w sobie zdrowego zawiera. Uniwersytet liczy dziś około czterdziestu Polaków.

Sam gmach, w którym się mieści Alma Mater, jest to dawne jezuickie kolegium, doskonale jeszcze malujące potęgę zakonu, nawet w jego budowach widoczną. Korytarze, sale, aula Leopoldynia, Sala Muzyczna zachowały malowania, ozdoby rokoko i cechę wieku, w którym z przepychem ogromnym wzniesione zostały.

Otóż prawie cośmy widzieli starego Wrocławia, że pominę szczegóły, których spis byłby za długi, a opis musiałby być zanadto treściwy, by coś powiedział.

Trafiliśmy tu w wigilią urodzin Schillera, które widać, że corocznie obchodzić myślą, bo wczoraj był w teatrze Wallensteina obóz, a dziś Wilhelm Tell. Teatrzyk wcale ładny, przedstawienie staranne, artystów dobrej woli nie brak. Wilhelm Tell sprowadził tłoki na paradyz i parter, w lożach i droższych miejscach było dosyć pusto. Słuchano bez wielkiego entuzjazmu, z poczuciem artystycznym raczej niż z zapałem dla myśli poety. Na miasto sto kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców liczące nie zdaje się nam, by jeden taki teatr był wystarczający. Dowodził tego tłok paradyzowy, że ludowy dobrze pokierowany teatrzyk wielkie by mógł mieć powodzenie.

Lecz noc już późna, jutro Górnośląska kolej pochwycić nas ma i przewieźć za stół redakcyjny. […]

 

Ilustracja (litografia) z 1863 roku pochodzi z publikacji „Miasta dolnośląskie na dawnej rycinie”, Andrzej Zieliński, 2002 r.

O AUTORZE

Józef Ignacy Kraszewski

Józef Ignacy Kraszewski

Polski pisarz, publicysta, wydawca, historyk, encyklopedysta, działacz społeczny i polityczny

Współzałożyciel Macierzy Polskiej, autor z największą liczbą wydanych książek i wierszy w historii literatury polskiej (pod tym względem siódmy na świecie) oraz malarz.

Pseudonimy literackie: Bogdan Bolesławita, Kaniowa, Dr Omega, Kleofas Fakund Pasternak, JIK, B.B. i inne.

Artykuł z tomu 18/2015

Dolny Śląsk – Tom 18